28.07.2011

Zakupy - drogo, tanio, smacznie i do kitu. Cała prawda w moim wydaniu

Kochani Konsumenci,
tworzę ten blog z myślą o takich jak ja - kupujących nie w delikatesach spod znaku ropuchy, nie w stokrotkach, tylko w normalnych lumpenproletariackich marketach i dyskontach.

Co rusz coś sobie chwalimy lub nacinamy się na coś zupełnie niezjadliwego. Czy chce się nam pisać listy intencyjne do firm wytwórców? Chyba nie. Ale innym można powiedzieć, że ten a ten szajs kupować nie należy, bo to wyrzucenie pieniędzy w błoto.


Z grubsza planuję omawiać artykuły spożywcze. AGD nie kupuję na tyle często (i gęsto - czyli w różnych marketach), by omawiać właściwości pralek i lodówek. To już proszę we własnym zakresie :)

Muszę jeszcze coś wyjaśnić.
Zakupy robię pod kątem produktów najtańszych. Nie, żebym liczył każdy grosz, ale uważam, że nie ma po co przepłacać. Nie ma zresztą żadnej sztuki w tym, by supermarket sprzedawał wspaniałe, a za to drogie produkty. Nie na tym polega jego poziom.
Poziom widać właśnie po tym, jakie są najtańsze produkty oferowane przez supermarket. To one, a nie przysłowiowe "zestawy dla sushi" w kosmicznej cenie, decydują o obliczu tej czy innej sieci handlowej.

Nie jest sztuką sprzedawać ograniczone ilości luksusowego, powiedzmy, superjogurtu, który za 400-500 ml będzie kosztował 3 zł lub więcej. Bo kto tak naprawdę go kupuje? I kto się przejmuje jego ceną, nawet jeżeli czasem trochę wzrośnie? O wiele ważniejszym jest produkt najtańszy, wyprodukowany i sprzedawany z myślą o najbiedniejszych - a że w Polsce ubogich nie brakuje, sprzedawany w ogromnych ilościach. Dla tych biedniejszych każda podwyżka ceny takiego najtańszego jogurtu, nawet o te 10 groszy za opakowanie, jest maleńkim dramatem i powodem do ponownych poszukiwań najtańszego produktu w nowej cenowej konfiguracji. W innym zazwyczaj sklepie.

O tym wiedzą i same sieci handlowe, które, jestem przekonany, nie podwyższają ceny najtańszych produktów bez powodu. Tyle że producenci tych produktów, po to by na półkach kosztował on tyle, co w istocie kosztuje, muszą ostro jechać po swoich kosztach, by produkt ten wyprodukować. I w pewnym momencie dotychczasowej ceny po prostu fizycznie nie da się utrzymać, bo ona już na początku była sztucznie zaniżona. I niestety, w pewnym momencie cena rośnie... no chyba że można jeszcze bardziej obniżyć dolny pułap jakości. Ale często nie da się już go obniżyć, bo niżej jest tylko... dno.

Jakość produktu niestety wymaga pewnych inwestycji, wydatków, zachowania pewnych technologii produkcji.

Dlatego czasem pewne produkty z półek znikają. Może dlatego, że nie cieszyły się popularnością? Ależ skąd!
Po prostu producent jest zmuszony wybierać między produkowaniem czegoś za wynagrodzenie niepokrywające koszta, lub utraceniem gigantycznego, ogólnokrajowego (a czasem i międzynarodowego) kontraktu. I czasem musi wybrać to drugie rozwiązanie, choć z pewnością wiele innych firm na jego miejscu marzyłoby o taką skalę działalności.
A my się zastanawiamy potem, gdzie się podziało nasze ulubione leczo rybne w rewelacyjnie niskiej cenie 7.49 za kilogram...


Jakie jest moje marzenie? Ot takie: zgniły mi wszystkie brzoskwinie po 48 godzinach od momentu kupna -> piszę stosownego posta -> w supermarkecie XXX spada sprzedaż, a brzoskwinie gniją w magazynie, a nie w lodówkach klientów.
Prawda, byłoby pożytecznie!

Proszę mnie wspierać, komentować, dodawać własne spostrzeżenia nt. tychże (czy innych) produktów. Blog będzie dofollow, czyli linki wyjściowe będą indeksowane.

Wiem, że mój blog nie jest unikatowy w tym temacie. Ważne, że unikatowy jestem ja :) I tego wystarczy.

3 komentarze:

  1. O o o. Ciekawe. Fajny temacik, choc nie taki nowy. Czy to bedzie tak jak ze slynna gastrofaza? Takie nabijanie sie, szydzenie z produktow i zniechecenie do czytania przed posilkiem, bo czlowiekowi apetytu zabraknie? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. O, witam pierwszego Czytelnika, który odważył się napisać.

    Hmmm, moim celem nie jest nabijanie się i wykpiwanie z mniej udanych "dzieł" spożywczych, tylko przedstawienie rzetelnej, sumiennej oceny. Nie mam zamiaru pisać tylko o złych produktach, bo uważam, że dobrym należą się słowa uznania. Np. w chwili obecnej zajadam się pysznym jogurtem, o którym z pewnością też w swoim czasie napiszę.

    A co do drwienia i wykpiwania, to przecież musi być ciekawie, no nie? Jak to się mówi, dowciapnie :) Bo inaczej blog będzie wyglądać jak te wszystkie nudne strony producentów: "znakomita, jedwabna konsystencja", "wyborne i specjalnie wyselekcjonowane owoce", "wspaniały smak babuni" itp. - czy ktoś będzie to czytać?

    Poza tym, producenci mi nie płacą, więc nie będę pisać o "smaku babuni", bo nie wiem, jak babunia smakowała :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 3zł za pół litra jogurtu to dużo? Bez przesady :))

    OdpowiedzUsuń