31.07.2011

Urwijmy rybce paluszek

Kiedyś byłem mały i chodziłem z mamą do sklepu. Mama kupowała czasem coś, co nazywało się "paluszki rybne". Nie mogłem pojąć, jak to, paluszki rybne? Zawsze się martwiłem, że ktoś rybkom urywa paluszki i sprzedaje w sklepie (rzecz jasna to, że ktoś rybki po prostu zabija i sprzedaje potem w całości, nie działało tak na dziecięcą wyobraźnię...). Mama, widząc moje przerażenie, zawsze mnie uspokajała: nie synku, to nie są paluszki rybne, to są tylko paluszki o smaku rybnym.

Trochę mnie to uspokajało, choć nie bardzo wiedziałem, co znaczy "o smaku rybnym" oraz czyje w takim razie te paluszki są.

Ale nawet przypuszczać nie mogłem, jak bardzo kochana mama miała rację.

Żeby się przekonać, że "paluszki rybne" to jedynie coś "o smaku rybnym", wystarczy przejść się do jakiegokolwiek supermarketu w pobliżu. Nie, nie kupujemy Frosty, smacznej i prostej, lecz kupujemy najtańsze paluszki nieznanego producenta sprzedawane na wagę.

W poszukiwaniu smaku rybki przywędrowałem do Auchan (wymowa: [ɔˈʃɔwɔm]). Nie jestem tam częstym gościem, choć mogę powiedzieć, że raczej tę sieć lubię.

Lubię też rybkę, nie tylko w postaci smaku. No i w dziale rybnym natknąłem się na mrożone paluszki.

Ale ponieważ wiem, co oznacza "paluszki rybne" w typowym dla Polski wydaniu, zapytałem się pani sprzedawczyni w dziale rybnym, czy te paluszki są z rybą, czy ze wstrętną mazią, która rybę przypomina jedynie zapachem. Pani spojrzała na mnie jak na heretyka, i odparła - "oczywiście, że z rybą!". No więc, szczęśliwy, kupiłem sobie pół kilograma paluszków, ciesząc się z momentu, aż je sobie usmażę...

W radości wracałem do domu, mrucząc pod nos znaną piosenkę:

Łososia ukrytego 
Mam w tych paluszkach czcić, 
Sporo oddać za niego, 
Jego zapachem żyć. 
(cdn.)

Prawda, że wyglądają apetycznie?


Ba, wyglądają bardzo apetycznie, a nawet wręcz fotogenicznie. Popatrzcie tylko, jakie kompozycje kolorowo-przestrzenne da się uzyskać z pomocą paluszków!


Jaka głębia kolorów, jaka struktura, jakie falowanie... Kształt wysypanych na talerz paluszków przypomina Alpy, a już co najmniej Tatry (proszę zauważyć - Giewont jest na górze po prawej; niestety, krzyż ukradli bezbożnicy). Przed Wami wąwozy, urwiska i strome wzgórza, gdzie noga ludzka nigdy dotąd nie stanęła. Poczułem się jako początkujący alpinista, a że w mieszkaniu intensywnie zapachniało rybą, to zrozumiałem, że oto spełniło się marzenie każdego Polaka: MORZE I GÓRY JEDNOCZEŚNIE! Już odtąd nie trzeba użerać się z żoną/mężem/dziećmi/rodzicami/konkubentami, dokąd jechać na wakacje - wystarczy kupić paluszki rybne w Auchan i sprawa rozwiązuje się automatycznie!

Jako początkujący alpinista uzbroiłem się w widelec, by spenetrować piękne polskie góry omyte polskim morzem...

On się nam daje cały 
Z nami przebywa tu. 
Dla jego rybiej chwały 
Obiad poświęćmy mu. 
(dokończenie na dole).

I tutaj czar prysł:


Widzicie to coś?

To ohydna maź, szczodrze posypana koperkiem, by "uszlachetnić" zapach czegoś, co nikt by o zdrowych zmysłach nie zjadł...

Wiarą ukorzyć trzeba 
zmysły i rozum swój, - pomyślałem, kierując się w stronę kosza na śmieci. -
Bo tu już nie ma ryby. 
O, maź, to koniec twój.

Ale że wszystkich zmysłów ukorzyć nie potrafiłem, w sercach powiedziałem kilka bardzo niecenzuralnych słów pod adresem kłamczuchy sprzedającej produkty rybopodobne w Auchan na Modlińskiej. Urwać Pani paluszki, rybko? Bardzo chętnie.


---
Sklep: Auchan
Producent: nieznany
Opakowanie: na wagę
Cena: 5,99 zł / kg 

Co można zrobić z babuni

Wszyscy kochamy nasze babcie. Jedne wciąż żyją, drugie niestety już odeszły z tego świata... Ale nie odeszła i nigdy nie odejdzie pamięć o tym wspaniałym zapachu w babcinym mieszkaniu, o tym cieple, którym promieniowało wszystko, co się z babunią wiązało... O tej miłości, jaką otaczała nas babcia. O tym zaufaniu, które czuliśmy do babci, a o które często zazdrośni byli mama z tatą. Nie możemy zapomnieć te pyszne babcine wędliny, te domowe pierogi, łazanki, ten barszczyk z uszkami... te konserwowe grzybki, te ogóreczki... ten zawsze czekający na nas swojski, kupiony na wsi miód. Te domowej roboty lody, dżemy i powidła, słodkie kompoty... a te wypieki!!! Jak dziś pamiętam, wołałem do babci "Babciu, zrób mi loda", a ona nigdy nie odmawiała. I po pewnym zakresie pracy pojawiały się te pyszne, własnej roboty lody...
Potem, gdy człowiek się usamodzielnia, wchodzi w świat dorosłych, babcia odchodzi na drugi plan. Ale nigdy o niej nie zapominamy, bo w sercu zawsze pozostajemy małymi wnuczkami, penetrującymi babciną spiżarnię, pragnącymi razem z babcią śpiewać kolędy i dostawać od niej prezenty... być przez nią kochanymi.

Wizerunek babci został w polskim przemyśle spożywczym wyeksploatowany do granic dobrego smaku. Babunia będzie zatem przewijała się przez nasz blog z godną pozazdroszczenia regularnością. Jej kawałki średnio przez kilka dni w tygodniu leżą w mojej lodówce.

29.07.2011

Co łączy kisiel z płynem do kąpieli?

"Jak to co?", pomyślał bliżej nieznany węgierski producent, który po raz enty dostał od Tesco polecenie wyprodukowania płynu za cenę poniżej wszelkich kosztów. (A może właśnie ta anonimowość rozwiązała mu ręce?)

Tesco - drogo i kiepsko

Tesco.
Brytyjski potentat handlowy, trzymający się na całym świecie i to całkiem nieźle.
Wykupił w Polsce sklepy HIT, które osobiście uwielbiałem. Nadal mam w użyciu reklamówki z HITu :) HIT - to był hit. Do "Tesco" bardziej rymuje się tytuł tego postu.

No cóż, nie powiem, że za Tesco bardzo przepadam. Dzieje się tak m.in. dlatego, że kiedyś przez najgorszy miesiąc w moim życiu pracowałem u nich na kasie. Zarobiłem... 98 złotych. Więcej tego błędu nie popełnię.

Solidarność zawodowa i ogólne poczucie odpowiedzialności nakazywałoby mi zniechęcać wszystkich do robienia zakupów w tej sieci. Ale że człowiek jest ułomny i zawsze szuka, gdzie jest taniej, nie powiem, że dla zasad skłonny byłbym zupełnie z zakupów w Tesco zrezygnować.

Mimo to, uważam osobiście, że jakość proponowanych produktów w Tesco jest najgorsza wśród tych, z którymi miewam do czynienia.

28.07.2011

Brzoskwinie z Lidla

Kupiłem w niedzielę 2 kilo brzoskwini w Lidlu. Cena była bardzo kusząca, a brzoskwinie - w porównaniu do nektarynek - bardzo lubię.

W czwartek większość niezjedzonych brzoskwini była zgniła i spleśniała, mimo iż stały w lodówce. Nadawały się jedynie do wyrzucenia.

Brzoskwiniom z Lidla mówimy NIE!


Cena - 2.99 za kilo.
Forma sprzedaży - w plastikowych koszyczkach (1 kg)

Zakupy - drogo, tanio, smacznie i do kitu. Cała prawda w moim wydaniu

Kochani Konsumenci,
tworzę ten blog z myślą o takich jak ja - kupujących nie w delikatesach spod znaku ropuchy, nie w stokrotkach, tylko w normalnych lumpenproletariackich marketach i dyskontach.

Co rusz coś sobie chwalimy lub nacinamy się na coś zupełnie niezjadliwego. Czy chce się nam pisać listy intencyjne do firm wytwórców? Chyba nie. Ale innym można powiedzieć, że ten a ten szajs kupować nie należy, bo to wyrzucenie pieniędzy w błoto.